In progres.

Historia wielokrotnie pokazała, że każdy znajdzie swoją publiczność. Nie mniej, z jakiegoś powodu, wciąż wiele natchnień o wypowiedzeniu na głos procesu twórczego pozostaje stłumionych w zarodku. Dlaczego? Powodów zapewne jest tyle, co marzycieli. I tak można rozwinąć i podsumować oraz zakończyć grubą kreską dywagacje w tym kierunku. Jeśli jednak pokusić się o poszukiwanie odpowiedzi, bo ona zawsze daje klamrę bezpieczeństwa i spokoju, można znaleźć wspólny mianownik i klucz, w którym zachodzą te procesy. Pierwszorzędną kwestią jest dawanie sobie przyzwolenia. Pozwolenie sobie to klucz otwierający kolejne drzwi. Jest ich co najmniej mnóstwo. Nie da się do nich dotrzeć przy uporczywym zamknięciu tych pierwszych. 

Internet jest skarbnicą wiedzy i te słowa nie mają nic wspólnego z sarkazmem. To szczera prawda. W tym też Internecie napotkany przeze mnie dziwnym zbiegiem okoliczności Chase Hughes popełnia kanał o tematyce mowy ciała, psychologii wpływowej i pracy z traumą. Można tam znaleźć zdanie, które być może nie jest dla niektórych odkryciem, za to dla pozostałych może być przełomowym w otworzeniu oczu na to, o co chodzi w tym, co doświadczają dookoła. W sprawie pewności siebie pada zdanie "Wszyscy ją udają. Różnica polega na tym, że jedni sobie na to pozwalają, inni nie" - to jest niesprawiedliwa przewaga pewności siebie. Bo jednak w tzw. świecie znaczącą przewagę ma ten "pewny siebie", niekoniecznie ten z najznamienitszym uposażeniem merytorycznym czy jakiego chcielibyśmy się spodziewać. 

Ten klucz ma zastosowanie bezwzględne w każdej dziedzinie życia. Bo tu o pewności siebie nie będziemy się rozwodzić. Najbardziej wydaje mi się to pasować do procesu twórczego, artystycznego jeśli ktoś woli. 

W celu podniesienia rangi tego tekstu pojawi się jeszcze co najmniej jedno nazwisko z Ameryki, bynajmniej nie z powodu ślepego zapatrzenia w naukowców Amerykańskich. To nazwisko ma bardzo duże znaczenie dla mnie i dla mojego pozwolenia sobie na otwarty proces twórczy - artystyczny, jeśli ktoś woli. Mniejsze znaczenie ma dla mnie pochodzenie naukowca, znacznie większe rezonowanie z czułymi strunami, o których bardzo długo nikt nie miał pojęcia, bo i ja sama nie miałam. Długo mija zanim dotrze do nas informacja, że choć tu czułe Twe struny nie mogą zagrać, każdy ma swoją wioskę i tam gra muzyka, że furczy. Czasem ta informacja nie dociera i to się nazywa zmarnowany potencjał wszechświata. 

Opowiadając teraz to wszystko nie wiem, co wyjdzie z tego tekstu. Rozpoczęłam proces. Wiem tylko, że jeśli nie pozwolę sobie na to, to pęknę. Tak jak pękają delikatne bańki natchnień przytłoczonych "normalnością". Niech od dziś będzie ich coraz mniej. 

cdn.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Który dałeś i zabrałeś

Rozmowy z i