Kalendarz, jak dla niektórych znaki drogowe, jest tylko propozycją, stąd moje podsumowanie roku przypada dziś.
Od początku żyłam i broniłam, najczęściej sama przed sobą, przekonania pt. „to jest mój rok”. W miarę upływu czasu i doświadczeń kurczyło się ono, a ja z nim, ale nie zgasło. Zrozumiałam tym samym, że rok i cokolwiek w życiu można ocenić po owocach, a te ciężko zbierać i oceniać między zasianiem a dojrzeniem. Dziś spokojnie mogę powiedzieć, że poprzedni rok był mój, biorąc pod uwagę to, z jakimi niespodziewanymi darami rozpoczyna się kolejny. Nie mam cienia wątpliwości, że ten poprzedni właśnie ma okazję owocować.
Być może znana jest niektórym moja trudna relacja z sukienkami. Na starych kasetach można zobaczyć nagranie, na którym odmawiam powiedzenia wierszyka argumentując „Ja nie mam sukienki”. To było dla mnie ważne. Konieczne. Bezpieczne. Długo.
W tym sezonie jestem choinką, więc progres na polu wystrojenia się chyba osiąga już swój szczyt. Na pewno wznosi mnie na wyżyny radości. Jest duża szansa, że to już nie czas na niepoważne wybryki. Myślę sobie jednak, że skoro już i tak jest za późno… a i prawo tego nie zabrania... Myślę też, że (wy)strój jest dla mnie już opcją, a nie koniecznością.
Co się zaś tyczy ostatniego roku: pozwoliłam sobie na stratę, poprosiłam o pomoc, dałam należyte miejsce małej Klaudii, odrodziłam się w żałobie, poznałam co to oddech, odkryłam produktywność, przyznałam rację dorosłości, pożegnałam wyobrażenia prawidłowego przebiegu zdarzeń.
Brak przestał być dla mnie tak jaskrawy jak bywało. To co jest zdecydowanie mocniej rzuca się w oczy. Widzę też i jestem pewna, że sprzyja mi i jest ze mną opieka, którą nie jest łatwo nazwać słowami.
Powoli zaczynam swobodniej przebierać się i stroić za siebie i w siebie. Są ze mną ludzie i ja jestem z nimi, choć długo wyszukiwałam dowodów na niepasowanie.
I już się nie martwię, że nie mam sukienki.
#podsumowania #refleksje #ważnedaty #przyszłośćjestprzednami
Komentarze
Prześlij komentarz