Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2017

tylko on

Najwięcej do osiągnięcia szczęścia potrzebny jest dystans. Bez niego szczęścia nie da się zbudować. Osobistego i globalnego. Najbardziej toksyczne są konwenanse. Oczywiście jest wiele pozytywnego w zasadach, jedynie pod warunkiem, że służą człowiekowi, nie na odwrót. Kiedy człowiek staje się niewolnikiem konwenansów, bezmyślnie próbując za nimi nadążyć, najpewniej zginie. Zginie jego "ja", bo i do konwenansów trzeba mieć dystans. Trzeba mieć go w każdym momencie i w każdej dziedzinie. Zachowując zasady pozostając w dystansie znacznie łatwiej i przyjemniej za nimi podążać. Trzeba mieć dystans do pośpiechu. Czasu chyba jest i tak zawsze za mało. Dystans w sklepowej kolejce ratuje życie. Dystans w stosunku do zmieniających się planów ratuje od frustracji. Dystans w stosunku do czynienia planów ratuje od opuchlizny mózgu. Dystans do siebie ratuje od wkurzających ludzi. Dystans pomaga działać tęsknocie. Dystans. Dystans, dystans, dystans. Moi Mili, tylko dystans. In

"w małżeństwie nie chodzi o to, kto ma rację"

Gdybyśmy zastosowali tę zasadę w 90% naszych relacji społecznych, o ile piękniejszy stałby się nagle świat. O ile bylibyśmy szczęśliwsi nie musząc sobie nawzajem niczego udowadniać. A ponad wszystko udowadniać niczego sobie samym. Bo istotnie w większości sytuacji nie musi mieć znaczenia czy racja jest mojsza czy najmojsza. Ciekawi, czy w ogóle kiedykolwiek ma to jakieś znaczenie. Bo, istotnie, postrzeganie rzeczywistości jest tak subiektywne, jak bezmiar wszechświata, znaczy to, że ogromnie. Tym samym, uparcie próbując dowieść swojego, możemy nigdy nie wyjść z zaklętego kręgu frustracji i pseudo bohaterstwa. Ten drugi czasem musi pozostać przy swoim, tak samo jak ten pierwszy. Czasem jeden musi się na czyjeś zgodzić i odwrotnie. Ale czasem musi tak być, że każdy musi mieć swoje. I żeby głowy o mur nie rozwalić trzeba razem iść wzdłuż tego muru. Najlepiej trzymając się za ręce. Lub chociaż ramię w ramię. Żadnemu ta droga raczej nie będzie leżała. I dobrze. To pomoże zachować r
Niczego tak w życiu nie potrzebujemy, jak drugiego człowieka. Oraz jakiegoś mądrego sloganu raz na jakiś czas.

Jak to jest być towarzyskim introwertykiem.

Nieziemsko interesująco. Ciężko tu w końcu o nudę na poziomie emocjonalnym. Dużo dzieje się tu sytuacji z rodzaju "tu bym chciała, tu się boję". Entuzjazm połączony z mechanizmem fight or flight - mikstura dodawana do każdego planu spotkania z drugim człowiekiem. Adrenalina i radość.  Niesiony biegunem dodatnim towarzyski rzuca się z hurra optymizmem na szansę spędzenia czasu w szerokim gronie. Tak jest! Lecimy! I 5 minut przed wyjściem syndrom prokrastynacji. Jest intro. Analiza wewnętrzna, ćwiczone dialogi, sceneria, ludzie, światła, katastrofy, potknięcia, idealizacja, dramatyzacja, optymizacja, będziedobrzemizacja. Plan zawsze zweryfikowany. Nie zawsze źle. Ale jednak. Znienawidzona samotność i lęk przed jej odebraniem. Hałas tak męczący.  Podobno życia nie należy komplikować. I co wtedy? Stoicyzm? Stagnacja emocjonalna? Nie nie, dziękuję. Fajerwerki. Huk. Adrenalina, To lubię/ to znam. Bez zmian, żadnych zmian. Chociaż, może "bym chciała..."
Senność z bezsennością czasem się spotkają. Raz na jakiś czas tylko, więc nagadać się nie mogą. Nad ranem czasem dopiero się rozstają. Bezsenność zmienia lokum. Senność zostaje na dłużej.
Ostatecznie nie jest ważne, czy szklanka jest do połowy pełna czy pusta. Ważne, czy w ogóle chce mi się pić. Ewentualnie chlusnąć.
Nie ma sensu szukać sensu tam, gdzie go nie ma.
Popijam czekoladą cukierki czekoladowe.  Zagryzam migdałami pragnienia orzechowe. Czekolada kapie na dres i na nogę. Tryskać bardziej szczęściem chyba już nie mogę. 

for M.

"Nigdy nie popełniam dwa razy tego samego błędu. Popełniam go pięć lub sześć razy - tak dla pewności"