Czy to naprawdę chodzi o to, żeby gonić króliczka, nie złapać? 
I jeśli o to chodzi, to o co właściwie w tym chodzi?
Jak to jest, że ten podawany na tacy od razu kojarzy się jakoś z pasztetem z marchewką?
Dlaczego właściwie w tej konkretnej sprawie nie szuka się odpoczynku, tylko wali prostą drogą w maraton dookoła świata?
Tyle się na Ziemi robi dla ergonomii życia, a tu klops. 
Klops z króliczka.
Byłby, gdyby go dogonić.
A tak, ani klopsa ani klapsa.
Klapsy są niepopularne.
Podobnie jak pasztet.
E tam, szkoda gadać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Który dałeś i zabrałeś

Rozmowy z i