Dlaczego starsi nie chcą, aby młodzi ich lubili?

Dlaczego starsi nie chcą, aby młodzi ich lubili?

Przecież zasadniczo od istnienia tych młodych zależą ich np. emerytury. 

Dziś po kolejnej interakcji ze starszą panią przyszła do mnie ta refleksja. 

Ci młodsi zaopiekują się nimi w razie załamania zdrowia. 

Oni ogarniają świat w aspektach, których fizycznie starsi już ogarnąć nie mogą. 

Z jakiegoś nieznanego mi powodu prześladuje mnie przekonanie, że to ci starsi powinni nas uczyć empatii, relacji, spojrzenia na drugiego człowieka, lub choć w urzędu należącego się każdemu szacunku.

Za każdym takim starciem, które zaczyna się od: "Proszę mi nie...", "Niech pani nie..." lub rozwija w jakieś niemiłe ironiczne, bolesne określenia budzi się we mnie dysonans poznawczy. Owocujący niepotrzebnym, ale jednak realnym, zranieniem. 

Takie stawianie sprawy niesprawiedliwie zakłada złe intencje tego, któremu się tę sprawę wykłada. 

A jestem z ogromnym stopniem prawdopodobieństwa domniemywać, że te złe intencje pojawiają się w promilu przypadków. 

A może moje przekonanie jest jednak jednym z tych założeń, które są przyczyną wszelkich niepowodzeń? 

To jest jedna z foremek, do których bardzo przywykłam. I nie jest wciąż, mimo dużej pracy, łatwo z niej wyjść. 

Wyjście oznacza zabranie głosu starszemu pokoleniu. Oznacza, że ja też jestem dorosła, więc powinnam być traktowana na równi z dorosłymi. 

Może tak jest, choć w takich sytuacjach słowo "pani" mimo wszystko rezonuje u mnie w innym kierunku. To całe "pani" w takich momentach nic nie znaczy. Lub równie tyle samo co "ej ty". 

I wydaje mi się ciągle, że to ja jestem ostatnią osobą na ziemi, która ma takie problemy. Że wszyscy już dorośli i umieją sprytnie, dosadnie, acz kulturalnie wybrnąć z takiej sytuacji. Lub po prostu wybrnąć tak jak im się chce. 

Ja za każdym razem, kiedy próbuję zabrać głos czuję porażkę. Intelektualną, moralną, prospołeczną. 

Czuję wtedy popełnioną przez siebie zbrodnię przeciwko ludzkości. 

A to, wydawało mi się "tylko" pies zbyt szybko, wykorzystując zamyślenie właścicielki, podszedł pod okno powąchać miejsce, w którym ląduje często jedzenie dla kotów i koty w swojej akceptowanej w tym miejscu zwierzęcej osobie. 

Widać moje "tylko", to czyjeś "aż. 

Automat, dobrze zaprojektowany, szlifowany, testowany do perfekcyjnego działania, włącza się bezwarunkowo. Czując jednocześnie, że próba wyrozumiałości jest jednak po jednej stronie. 

Nie jestem bez winy. Bywałam starszą panią.

Czasem tylko zastanawiam się i trudno przychodzi mi zorientować się
czy starsza pani bywała kiedyś młodą. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Który dałeś i zabrałeś

Rozmowy z i