który ja to ja/ a cóż oni winni?
Najbliższych z reguły wybieramy sobie na osoby, które doświadczą cierpienia z naszej strony. Tak się po prostu naturalnie dzieje. Bo co? Mówię oczywiście o nas, furiatach, ale pewnie i niejednemu z chłodniejszym temperamentem się zdarzy wylać jakiś syf na kogoś z rodziny, przyjaciół, kto przypadkiem znalazł się na linii ognia. I teraz pytanie: który to jest ten prawdziwy ja? Frustrat, który nie widzi w danym momencie nic poza czubkiem swojego nosa, czy osoba z głębokim pragnieniem czynienia dobra i wylewania już tym razem przysłowiowej tęczy dookoła własnej osi?
Jak tu znaleźć w sobie odwagę bycia najlepszym wtedy, kiedy ci wszyscy obcy ludzie nie mają do nas dostępu, kiedy nie musimy się uśmiechać, a możemy wszystko? I żeby wtedy właśnie jakoś się tak cieplej obejść z drugim człowiekiem? Zamiast krążyć w przestrzeni myśląc, kręcąc, przeżywając, a nic nie robiąc. Bo nie tylko rani to, co się powie, ale chyba może być bolesne też, że brakuje komunikatu, gestu pozytywnego... czegoś ciepłego dla kontrastu z szarą aurą za oknem... Jakoś tak dzisiaj... ciężkie refleksje
Jak tu znaleźć w sobie odwagę bycia najlepszym wtedy, kiedy ci wszyscy obcy ludzie nie mają do nas dostępu, kiedy nie musimy się uśmiechać, a możemy wszystko? I żeby wtedy właśnie jakoś się tak cieplej obejść z drugim człowiekiem? Zamiast krążyć w przestrzeni myśląc, kręcąc, przeżywając, a nic nie robiąc. Bo nie tylko rani to, co się powie, ale chyba może być bolesne też, że brakuje komunikatu, gestu pozytywnego... czegoś ciepłego dla kontrastu z szarą aurą za oknem... Jakoś tak dzisiaj... ciężkie refleksje
Komentarze
Prześlij komentarz