Żyjemy w świecie przejedzenia. Przejadamy się od lat z powodów bliżej może niedookreślonych, ale których możemy się domyślać, a które sprowadzą się pewnie do jednego konkretnego słowa - wojna. Dobrobyt później-wyzwoleniowy wypracował potrzebę najadania się do syta, albo i więcej.
Przejadamy się dogadzaniem sobie. Małe przyjemności. Smaczne. Słodkie. Cokolwiek ukoi, da poczucie władzy nad życiem, na chwilę wstrzyknie endorfinę - musi być dostarczane regularnie.
Przejadamy się dietami. Nie jest to ani niemożliwe, ani bardzo trudne. Nawet postem się można przejeść i to się dzieje teraz, na naszych oczach.
Moda serwuje co rusz to nowe na 16 wymyślonych przez siebie pór roku. Ładne to wszystko, piękne, jak nie skosztować.
Przejadamy się ideami, pomysłami na lepsze życie. Mnogość ich jest zatrważająca. Część prowadzi do poważnych niestrawności. Mentor goni mentora.
Chłoniemy ile popadnie, z każdej strony coś można podjeść, liznąć, powąchać choć. Ale najlepiej wyczyścić talerz.
Siłą rzeczy jest nam ciężko. To naturalne.
Nasz organizm, nazwijmy go społeczeństwem, już nie daje rady nawet "chociaż mięsa zjeść".
Ciężko jest.
A jeść coś trzeba.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Który dałeś i zabrałeś

Rozmowy z i