umarł król niech żyje król

Mobilizacja przyszła dziś znienacka...
Kilka dni temu, przechodząc obok mojej parafii, w której dopiero co pożegnaliśmy proboszcza-od-zawsze, spotkałam refleksję. Ona się tak bardzo nie spieszyła jak ja, co spowodowało spowolnienie mojego kroku, bo jakoś głupio mi było nie zamienić z nią kilku słów.
Zastanawiała się nad życiową, powszechną raczej koleją losu, kiedy kogoś ma zastąpić ktoś inny. Wnioski były jej takie, że rzeczywiście da się każdego zastąpić. Człowieka chyba nie, ale stanowisko, miejsce zapełnić na pewno się da. I to nie jest nic złego, bo takie jest życie. Dlatego nikt nie ma obowiązku napinać się usilnie, żeby zastąpić niezastąpionego. Ani ten zastępowany nie ma powodu, żeby oglądać się za siebie, bo to, co przed nim jest znacznie bardziej interesujące, bo nieznane. I tak, echa tego spotkania pozostają ze mną do dziś, w związku z tym, że zmian personalnych wokół mnie ostatnio dość mnogo... może nie pod względem liczby, ale jakości zdecydowanie tak. Dlatego mówi się, że człowiek uczy się przez całe życie... nowej rzeczywistości się uczy... to chyba powinno go rozwijać...?
Jest jeszcze jedno spotkanie moje z refleksją,  którego wątek koresponduje z tytułem dzisiejszego wpisu. Rzeczywistość, jaką przyszło mi poznawać od jakiegoś czasu zdaje się przesiąkać tym hasłem. Twarze dumnych wojowników, powiewających czarnymi flagami, ludzie w panice, część tonie w nienawiści, szuka ukojenia w odgrażaniu się, zamykaniu granic swojej przestrzeni. 
Nic chyba jednak nie zmieni faktu, że śmierć Króla ogłoszono już dawno... teraz się szuka kolejnego, bo jest potrzeba w człowieku taka, żeby był jakiś... To jest jedna z tych sytuacji, w których ciężko o optymizm w stosunku do zamiany... bo tu już nie chodzi o człowieka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Który dałeś i zabrałeś

Rozmowy z i